Tak mnie natchnęło, po obejrzeniu relacji z gali wręczenia panu Pacino nagrody AFI za osiągnięcia życia... Jedne z piękniejszych słów, jakie dane mi było usłyszeć na temat mojego ukochanego aktora:
"I love Al's dedication to what we do. And he sort of elevates it to something like life and death. A lot of times you think "it's all just vanity and it's all just silly" and... I don't know... "here I am, prancing around, looking like somebody else". And he makes it... count, you know. He makes it like it's something important."
Jakbym ja uslyszala takie rzeczy o sobie to bym sie chyba spalila z zenady...
W sumie takie stawianie kogos na piedestale powinno byc po smierci, tak to brzmi to sztucznie i jak 'kadzenie wplywowej osobie' (chociaz Meryl Streep zapewne nie musi:). Ja nie lubie takich kolek wzajemnej adoracji
Wiesz, w zasadzie z tych wszystkich przemówień, które usłyszałam, mało było takich, które naprawdę do mnie trafiły. Jak już Cię zaproszą na taką imprezę, no to musisz powiedzieć coś miłego o nagrodzonym ;) Ale było coś w tym, jak Meryl mówiła te słowa. I uwierzyłam jej, bo chyba takie właśnie jest aktorstwo Pacino.